wtorek, 26 sierpnia 2008

Nuda...

„Przypomnienie tej, rodzinnej w gruncie rzeczy, bitwy[PAK: Mozgawa, 13 września 1195], narzuca ważne pytanie: co kierowało książętami w walce o władzę? Zastanawiając się nad psychologicznym fenomenem śmiertelnych wojen krewnych o trony, trzeba zauważyć nudę książąt, ich wojów i rodzin wśród ciszy pól, szeptanych modlitw i długich sączących się z wolna opowieści. Traktowanie walki jako sposobu na życie i, co najważniejsze, przekonanie księcia, że z mocy Bożej hegemonia princepsa nad innymi braćmi mu się należy – to kolejny motyw bratobójczych walk. A to rodziło nieprzytomną zaciekłość.”
Jerzy Besala „Małżeństwa królewskie: Piastowie”, Bellona, Musa S.A., Warszawa 2006

Gdy Nadolski pisał o ciągłych podróżach rycerstwa w średniowieczu, zastanawiałem się po co to robili. I doszedłem do podobnego wniosku – z nudy. Przecież nawet później (bo do końca XVIII w.) notuje się, że panny wychodziły za mąż nie z miłości (na to było za wcześnie), nie z kalkulacji małżeńskiej rodziców (wbrew pozorom), ale z nudów... (A Rozalinda z nudów chciała się tylko zakochać...) Więc tym bardziej rycerze: podróżowali i bili się z nudów. Swoją drogą, to chyba dobrze, że tak się dzisiaj nie nudzimy, mimo że przyrost naturalny na tym traci...

Brak komentarzy: