Zupełnie przypadkiem tak się złożyło, że w Dzień Wojska Polskiego czytałem artykuł o procedurze zakupu LOSPów (lekkich opancerzonych samochodów patrolowych) dla polskich żołnierzy na zagranicznych misjach. Artykuł mnie nie zaskoczył, choć – zwłaszcza wczoraj – kontrastował z pochwałami wojska, jego sprawności i fachowości, jak też z deklaracjami, że na armii nie wolno oszczędzać.
Artykuł mnie nie zaskoczył, bo już nie raz czytałem o problemach z wyposażeniem polskich żołnierzy na misjach. To, że jadą na nie żołnierze niezupełnie przygotowani jest jakoś naturalne – żaden poligon nie zweryfikuje tak dobrze wymogów jak prawdziwa misja. Ale to co się dzieje później woła o pomstę do nieba… Co prawda uwagi żołnierzy są uwzględniane, ale między ich zgłoszeniem, a jakąś zmianą w wyposażeniu trwają czasem latami… Tymczasem żołnierze muszą posługiwać się złym sprzętem bardziej niż to konieczne ryzykując własnym życiem.
I podobny jest przypadek LOSPów. Żołnierze na misję (Irak) pojechali z Honkerami, czyli gruntownie zmodernizowanymi Tarpanami. Pomysł by zmodernizować ‘samochód rolniczy’ sam w sobie nie był zły – na tej samej zasadzie pojawiły się np. wojskowe Land Rovery; tyle że czasy się zmieniły (tak zwane konflikty asymetryczne wymagają samochodów patrolowych dobrze opancerzonych przed ogniem karabinowym, oraz mino odpornych) i żołnierze na miejscu doinstalowywali pospiesznie dodatkowe pancerze. MON powoli reagował, najpierw wymuszając doinstalowanie opancerzenia w fabryce Honkerów; potem pokładając nadzieje w otrzymanych od USA Humvee, które jednak okazały się słabiej opancerzone od samochodów obecnie wykorzystywanych przez USA, bo zwyczajnie, pamiętające jeszcze Wojnę w Zatoce… (Zresztą także Amerykanie przegapili zmianę wymagań związanych z konfliktami asymetrycznymi – dopiero teraz pospiesznie wprowadzają wielkie MRAPy, takie jak Cougar, czy MaxxPro. W tym przypadku największe doświadczenia posiadają RPA i Izrael.) Sytuacja podczas kolejnej misji – w Afganistanie – też więc okazała się zła (mimo irackich doświadczeń), na co zareagowano rozpoczęciem procedury pozyskiwania LOSPów.
Procedurę rozpoczęto. Podobno są już wymagania (artykuł traktował o tym, że mało sensowne, ale że fachowcem w tej sprawie nie jestem nie komentuję) – tyle, że w czasie gdy Polska przygotowywała się do ‘pospiesznego’ zakupu, w związku z nagłą potrzebą posiadania LOSPów w Afganistanie, taka Hiszpania, zaczynająca z podobnymi problemami jak Polska, nie tylko przygotowała listę wymagań, ale także: wybrała model, zakupiła go, odebrała i wysłała do hiszpańskich wojsk na misjach… Więc szybciej się da… I nawet to nie jest kwestia pieniędzy, ale zwykłej sprawności organizacyjnej i – jak mogę domniemywać – tego, iż faktycznie nie traktuje się ludzkiego bezpieczeństwa jako sprawy dość ważnej…
Swoją drogą warto zauważyć, że życie, które często nazywa się ‘bezcennym’ w realiach ekonomiczno-politycznych ma swoją cenę. Gdy Amerykanie wyliczają, że życie jednego żołnierza to 500 000$ (wliczając to, co w żołnierza zainwestowano, czyli wyszkolenie), to bynajmniej nie próbują zmniejszyć jego wartości, a wprost przeciwnie – przydać wagi argumentowi, że czterech żołnierzy, czyli 2 000 000$, wymaga czegoś więcej niż Humvee za 150 000$... Ciekawe ile dla naszego MON warte jest życie żołnierza?
sobota, 16 sierpnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz