piątek, 31 października 2008

Odkładając na półkę: Retoryka podręczna, czyli jak wnikliwie słuchać i przekonująco mówić

Retoryka zawsze była dla mnie intrygującą historyczną wzmianką. Wiedziałem, że jej uczono (i że była to nauka ceniona), że miała swoje reguły – jednak była nazwą z odległej kultury, dzisiaj zapomnianą. Jakoś kojarzyła się ze sztuczkami, trochę może nawet manipulacją, ale przede wszystkim zagubionym zestawem kluczy, może nie tyle do ludzkich umysłów, co do utworów – nie tylko mów i pism, ale także dzieł muzycznych.

Muszę przyznać, że dawna rola retoryki mnie dziwiła – dla mnie oczywistością była nauka ‘nauki’ – retorykę zaś nauczyłem się traktować podejrzliwie, gdzieś pamiętając złośliwe uwagi filozofów (miłujących mądrość) w stosunku do retorów, starających się jedynie o to jak zdobyć poklask i wpływy. Dlaczego więc retoryka była ważniejsza dla wielu światłych umysłów od filozofii (gdy o nauce we współczesnym sensie się jeszcze ludziom nie śniło...). Dlaczego to trwało tak długo?

Podskórnie byłem jakoś przeciw retoryce, ale jednocześnie nią zaintrygowany – chciałem znaleźć te klucze, by lepiej rozumieć kulturę, choć dawną wiekiem swego pochodzenia, to wciąż obecną wokół mnie. I dlatego sięgnąłem po Retorykę podręczną. (W gruncie rzeczy to jeszcze bardziej nieco złożone, bo Retoryka podręczna leżała u mnie miesiącami w ‘przechowalni’ sklepu internetowego, w końcu zakupiona podczas szwendania się pozlotowego po Dworcu Centralnym w Warszawie – czasem tak to u mnie jest, że fizyczny kontakt z książką, czy płytą, nad którą się waham przy zakupie internetowym, przekonuje mnie, że warto wysupłać pieniądze z portfela.)

Na pewno nie dostałem tego, czego szukałem. Retoryka podręczna nie jest przeglądem wzorców i nauk sprzed wieków, jest współczesnym podręcznikiem dla mówców, który kładzie duży nacisk na sposób prezentowania tez (postawę, gesty, głos), może nawet większy niż na sam układ treści. Wydawało mi się początkowo, że to tylko będzie dla mnie ciekawostka, bo jakim ja jestem mówcą? Polityki nie uprawiam, z ‘ambony’ kazań nie głoszę. Owszem, sama forma mogłaby się przydać i do notek blogowych, ale przecież to tylko lekko traktowane hobby (i to hobby jedno z kilku). Czytając przekonywałem się, że jest inaczej, a nawet więcej – że retoryki de facto się uczyłem.

Gdzie i kiedy? Ominęła mnie szerokim łukiem nowa matura z jej prezentacją własnego opracowania tematu, ale przecież nie ominęło seminarium dyplomowe i obrona pracy magisterskiej. Nie ominęły mnie referaty przedstawiane w pracy. I często szlifowane pod okiem bardziej doświadczonych kolegów. Te wszystkie uwagi, gdzieś się zbierały. Często dotyczyły one plansz, wykresów, ale czasem i sposobu mówienia, układania treści. Przede wszystkim zaś zmuszały do własnej refleksji nad tym, co mam do powiedzenia i jak mam to innym przekazać. A o tym właśnie (choć bez uwzględnienia pomocy audiowizualnych) traktuje Retoryka podręczna, opatrzona zresztą z wymownym podtytułem: czyli jak wnikliwie słuchać i przekonująco mówić.

Odkrywszy w sobie mówcę (okazjonalnego i palącego się z tremy), odkrywam jak ważna jest retoryka. Także dzisiaj, a może raczej – ponownie dzisiaj. Przywodzi mi to na myśl czterotomowy wybór słynnych mów wydany przez Politykę: słowa zmieniają świat (co prawda mój sceptycyzm przypomina mi tu także słynną mądrość Ala Capone: Dobrym słowem zajdzie się daleko, ale jeszcze więcej się osiągnie, wspomagając dobre słowo nabitym pistoletem.), to one przekonują – wyborców, zarządy firm, współpracowników, czy partnerów w rozmowach. (I nie jest nawet szczególnie ważne, czy to słowa mówione, czy tylko pisane.) Gdy w demokratycznej rzeczywistości nabity pistolet przestaje być popularnym narzędziem, znaczenie dobrego słowa tym bardziej rośnie. Dlaczego więc się nie uczymy retoryki?

Odpowiedź brzmi tu podobnie, jak w moim prywatnym przypadku – uczymy się, tyle że nie nazywamy jej retoryką. Formalnie uczymy się głównie w szkole, na lekcjach polskiego, ale uczymy się także nieformalnie: z licznych przykładów, z którymi spotykamy się w mediach, z tych wszystkich sytuacji w życiu, gdy sami musimy wypowiedzieć się publicznie. Po co więc ta książka? Dała mi ona dwie rzeczy: po pierwsze pozwoliła uporządkować własną wiedzę, po drugie – zwiększyła moją samoświadomość jako mówcy i słuchacza. Lepiej rozumiem co robię i nawet jeśli robię to jedynie intuicyjnie, jestem bardziej świadom reguł, a więc i możliwości ich łamania. I za to jestem autorom wdzięczny. Zresztą... przecież coś z tej kupionej przeze mnie książki chyba do ich kieszeni wpadnie? Nie jest to więc wdzięczność jedynie symboliczna.

Michał Rusinek, Aneta Załazińska Retoryka podręczna, czyli jak wnikliwie słuchać i przekonująco mówić, Znak 2007

PS. Uprasza się Wielce Szanownych Czytelników, by nie oskarżali autorów książki o niski poziom moich wpisów blogowych, w tym tego, które się aż prosiło by powstać z wszelkimi regułami sztuki. Nie zrobiłem tego... Nie przyłożyłem się tak jak należy, nie przerobiłem ćwiczeń (choć wciąż do przerobienia mnie korcą...). Obiecuję jednak pracę nad sobą.

Brak komentarzy: