wtorek, 14 października 2008

Władza bulwarówek - władza emocji

Fakt, że telewizja, prasa czy Internet dostarczają wyborcom informacji o politykach, sam w sobie jest czymś pozytywnym -- wszak pozwala obywatelom lepiej poznać ich przyszłych reprezentantów. Jest jednak i druga strona medalu: media narzucają polityce swoje własne zasady. Bo jeśli informacja ma być rozpowszechniona, to musi być sensacyjna, poruszająca, widowiskowa czy wyjątkowa. Musi być newsem.
W wyniku takiego dyktatu media są od pewnego czasu konstruktorem całej sfery publicznej, a demokracje stały się w pewien sposób ich zakładnikami. Bo przecież jeśli politycy chcą dotrzeć do społeczeństwa, muszą swój przekaz stworzyć w oparciu o medialne kryteria. I tak się dzieje: kampanie polityczne coraz częściej upodabniają się do prezentacji plotek na łamach brukowców. Liczą się w nich afery, zdrady, spiski itp.
Tabloidyzacja polityki jest już faktem. Wyborców pozyskuje się tak, jak czytelników bulwarówek - odpowiednio sterujac ich emocjami. Można wręcz stwierdzić, że celem współczesnego marketingu politycznego jest zwolnienie ludzi z myślenia. Łatwo to osiągnąć, bo jeśli mamy do wyboru: dobrowolne podjęcie wysiłku bądź oddanie się relaksowi -- decyzja nie będzie trudna.
[...]
Specjaliści od marketingu politycznego podkreślają, że partia polityczna czy kandydat są złożonym produktem, którego przeciętny wyborca nie jest w stanie "rozpakować". Nie jest on w stanie poznać, zrozumieć i ocenić całego spektrum programowego. Może dyskutować i zastanawiać się nad niektórymi tylko jego elementami. Wiedząc o tym, specjaliści od marketingu starają się sprowadzić całość dyskusji właśnie do jednego wybranego punktu, resztę usuwają z pola uwagi. Politycy "upraszczają" w ten sposób obywatelom ich decyzje wyborcze. Tyle, że w konsekwencji większość z oddających głos -- czy tego chce, czy nie -- zgaddzając się z jednym punktem w programie, bierze cały pakiet...

Wojciech Cwalina "Moherowe berety kontra wykształciuchy", Charaktery Wydanie Specjalne, 2/2007

Mógłbym cytować jeszcze długo, ale blog swoje rozmiary powinien mieć. Zresztą tyle osób narzeka na tabloidyzację polityki, że chyba wszyscy mniej lub bardziej rozumieją problem bez porad psychologów... A jednak, wystarczy że sprawa jest odległa (nie dotyczy nas bezpośrednio, nie mamy kompetencji by decydować) i jakoś na lep stabloidyzowanego marketingu politycznego zwykle dajemy się nabrać...

Warto tu może wspomnieć o jednym -- nie ma większego problemu, gdy ruch jest dwustronny. Gdy to dostosowanie się do opinii publicznej wymusza zmiany myślenia liderów politycznych. Nie zawsze tak jest --- wpływ może być tylko jednokierunkowy...A wtedy mamy problem...

Brak komentarzy: