piątek, 17 października 2008

Rzeczywistość skrzeczy. A nawet kracze.

Już cytat na jutro leży na moim biurku, ale na dzisiaj żadnego nie przygotowałem. Mógłbym przygotować, ale znowu zamieszczać cytat? Chyba lepiej napisać o tym, co na zewnątrz, w tak zwanym realu. Zwłaszcza, że się wypogadza – wieczorem jeszcze padało, gdy wychodziłem z domu, gwiazdy i księżyc to znikały, to pojawiały się między chmurami. A teraz – ani jednej chmury na niebie.

Więc rzeczywistość nie skrzeczy, może ktoś zapytać? Zapewne nie tu i nie teraz. Ale czasem trudno nie narzekać na to, co się widzi. Wczoraj wybierałem się (na ten przykład) do Dąbrowy Górniczej. Wstyd się przyznać, ale w tym nieodległym mieście byłem pierwszy raz (nie licząc przejazdów). I o mały włos nie wiedziałbym, gdzie wysiąść – stacja kolejowa wydaje się położona za miastem, nawet powiedzenie ‘na wsi’ sugerowałoby nazbyt optymistyczny obraz urbanizacji jej otoczenia. Ot, skromny, zagubiony peron wśród nieużytków. (Obok budynek stacji w remoncie-nie-remoncie. Dalej prawdziwa stacyjka, taka jak zwykle: z kasą i śpiącym bezdomnym na ławce.) Potem przemykanie się bocznymi dróżkami, tyłem Pałacu Kultury (a tak, tak... nawet jakiś zespół folklorystyczny widziałem wyjeżdżający w futrzanych czapkach...) do wcale efektownego, nowego budynku ‘docelowego’. Wszystko wymieszane – lśniący nowy gmach obok domów mieszkalnych, z których opada tynk...

Ale nie powinienem na Dąbrowę narzekać – ot, jakiś stan przemian, który zapewne obserwowałem z najmniej wizytowej strony miasta. Bardziej już mogę ponarzekać na niektórych kierowców – zadziwia mnie na przykład popularność świateł awaryjnych. Że zapala je samochód dostawczy podczas wyładowania towaru jeszcze rozumiem. Ale właśnie widziałem dwóch kierowców, którzy zapalili je by zaznaczyć czy to wjazd z bocznej ulicy, czy to ominięcie innego samochodu... I widziałem trzeciego kierowcę. Nie używał świateł awaryjnych. Nie, siedział na kolanach tatusia i kręcił kierownicą. Gdy opowiadałem znajomej stwierdziła, że synowi na to pozwala pod domem, gdzie nie ma innych użytkowników ruchu, ale na ulicy by się nie ośmieliła – a co, jeśli dziecko zacznie dla zabawy szybko kręcić kierownicą w bok? Tak myślałem sobie o tym przypadku, z którym ustawiły się już dwa inne samochody, zderzak w zderzak, że ojciec pokładał nadzieję w słabości dziecka (może czteroletniego?), które nawet chcąc nie zawróciłoby szybko samochodu... I tu rzeczywistość bardziej mi ‘skrzeczy’ niż w przypadku nieszczęsnej stacyjki w Dąbrowie. Bo co to za odpowiedzialność rodzica (nie mówię nawet o foteliku dla dziecka...)?

Dość już jednak narzekania – teraz akcent pozytywny. Może. Otóż zawsze będąc we Wrocławiu, czy w Warszawie fotografowałem wrony, których lokalnie nie widywałem. A tu proszę – dzisiaj rano czwarty raz w tym roku widziałem wronę na Górnym Śląsku! Co więcej – dwa razy widziałem między Gliwicami a Zabrzem (raz na południe od Katowic), a teraz znowu w Gliwicach. Więc kryzys, nie kryzys, przynajmniej wrony robią postępy.

Brak komentarzy: